Choć tytuł tej antologii - Maj - jest jednobrzmiący z najbardziej znanym poematem Máchy, zawiera o wiele więcej przykładów jego twórczości. Znajdziemy tu 6 sonetów, rozproszone wiersze młodzieńcze (15) i te nieco dojrzalsze (21) - jakkolwiek cezury czasowe 1830-32 i 1833-36 mogą się wydać dość abstrakcyjne. Oprócz tego dwa mini-urywki z jego dwóch dramatów "Fryderyk" i "Bracia", oraz drobne fragmenty prozy z notatnika wędrówek po Karkonoszach (Pouť krkonošská, 1833) i inne (Mních, Márinka). Poemat Máj stanowi 1/10 całego zbioru.
Wiersze w przekładzie Józefa Waczkowa brzmią prosto i czysto, są pięknie rymowane i zrozumiałe. Bardzo przypominają frazę polskich romantyków.Elementy narodowe wydają się zbieżne z polską poezją romantyczną, którą zresztą Mácha znał i może dlatego też jego utwory nie znajdowały u współczesnych szerszego oddźwięku: Czesi preferowali racjonalizm i pracę organiczną, nie romantyczne zrywy. Wrażliwość na przyrodę, poczucie tragizmu, wyobcowania poety i samotności uzasadniają z kolei porównania do Byrona i innych europejskich romantyków.
W wierszach wiele jest zachwytu nad pięknem własnego kraju, zastanawiania się nad śmiercią, tęsknoty do niepoznanej jeszcze miłości, ale także zadumy nad historią i pamiątkami czeskiej przeszłości. W prozie, w której odzwierciedlają się liczne wędrówki Máchy (do dziś w północno-zachodnich Czechach istnieje turystyczny szlak pieszy powtarzający szlak jego wędrówki). W zamieszczonych tu fragmentach autor wielokrotnie napotyka podczas swych nocnych (!) wędrówek dziwne postaci - zjawy, tajemnicze budowle i cmentarze. Jest w tym coś z powieści gotyckiej. Autor jest też wrażliwy na ludzką tragedię i niedolę. Ale jest tu przede wszystkim jego własna tragedia i nadzieja - nie, nie dla siebie - a nawet niezachwiana wiara na lepszą przyszłość, na wolność dla Czechów. Końcowy ustęp z poematu stawia autora pośród jego tragicznych bohaterów jego własnego utworu:
"Wieczorny maj na łonie skalistej opoki;
na twarzy lekki uśmiech, w sercu żal głęboki.
Czy widzicie pielgrzyma, co przez puste błonie
spieszy do celu, póki zorza płonie?
Tego pielgrzyma więcej wy już nie ujrzycie,
gdy zajdzie za urwiska tam na nieboskłonie,
nigdy - ach, nigdy! To jutrzejsze moje życie.
Czy takie serce czyjeś ukoją ramiona?
Miłość jest wieczna! Miłość moja - zawiedziona!
(Maj, s.140)
Na koniec narrator woła w rozpaczy do siebie samego tak, jak przez jezioro wołali do siebie niedoszli kochankowie: "Hynku!"...
Wiem, że taka już rola antologii, żeby zaprezentować wybór z twórczości autora. Nigdy jednak nie zrozumiem, po co publikować po jednym akapicie z dzieł, które nie były i pewnie nie będą tłumaczone na polski...Jaki sens ma zapoznawanie się z urywkami pozbawionymi początku i końca? Rozumiem wiersze, bo nawet jeśli wybrane zostały z jakiegoś tomiku, cyklu, to jednak sam wiersz stanowi jakąś całość. Ale jeden akapit z prozy? Pół dialogu z dramatu? I tłumacz pewnie nie przyłożył się nawet do całości? Dla mnie to poroniona idea. Albo całość, albo wcale.
2