Zapisać by zapomnieć

Czytadło z ambicjami: czyta się bardzo dobrze, autorka miała może interesujący pomysł na poznawanie przez bohaterkę swoich własnych uczuć po odejściu męża poprzez pracę naukową, polegającą na rekonstruowaniu życia (i dzieła) rodaka-naukowca, jednak realizacja pomysłu okazała się toporna, bez polotu i nieprzekonująca. Mimo że, jak o tym mowa na początku, powieść czyta się dobrze i bardzo lekko. Zbyt lekko nawet - w pamięci nie pozostaje z lektury nic, poza, dość zresztą sztampowym, wspomnieniem dwudziestowiecznej historii Hiszpanii, niektórych miejsc, związanych z akcją, może niektórych zwyczajów. Ale i to wydaje się naskórkowe, jakby autorka nie była Hiszpanką, lecz Amerykanką, która realia sprawdziła wcześniej w encyklopedii. Opis stosunków w Ameryce wyszedł jej, mam wrażenie, nieco bardziej przekonująco, lecz wtedy także zaczyna się, niestety, wątek miłosny, a narracja wpada w nieznośnie romansowy styl - akcja się przeciąga i wikła w opisywaniu narastających uczuć w taki sposób, że z wykształconej i ambitnej pani profesor wyłazi naraz Izaura, a czytelnik nagle ocknie się "w kamiennym kręgu" niepotrzebnych epitetów, dziwnych fochów, dąsów i zranionych serc. Serialowa płycizna. Charakterystyka postaci jak w ankietach o pracę - same pozytywy wyrażone pięcioma przymiotnikami. Książka nie wymaga koncentracji, ani jakiegokolwiek wysiłku umysłowego, może nawet nie wymaga myślenia. Wydawnictwo samo zdeprecjonowało książkę do czytadła, wybierając naiwną, kiczowatą okładkę i zmieniając tytuł na taki w romansowym guście (tłumaczenie powinno by brzmieć Misja Olvido, a że olvido znaczy po hiszpańsku zapomnienie, czytelnik i tak dowiedziałby się z książki), ale widzę, że robi się to przy tej książce w każdym języku. Taki towar.