Kim byłby dziś poeta-romantyk?

Ostatni - Zygmunt Krasiński

Życiam wiek cały przemarnił w więzieniu,

W nędzy — w chorobie — w ciemności — w milczeniu!

 

Podmiot liryczny poematu Krasińskiego to powstaniec, który walcząc za młodu za ujarzmioną Ojczyznę (1831) został pojmany i poprowadzony w kajdanach do odległego, syberyjskiego miasta, zamieszkałego przez obce ludy. Siedzi teraz w jednym więzieniu z kryminalistami, ale i od nich jest odizolowany: gdy tamci siedzą na górze, on od prawie 20 lat odsiaduje wyrok w podziemnym lochu, nie oglądając światła. Jest traktowany gorzej niż kryminaliści, lecz nie poddał się - wciąż marzy o wolnym kraju. To Ojczyzna jest dla niego prawdziwym Bogiem - do niej się modli i z goryczą wspomina swą przegraną walkę, a także przyczyny tej klęski: brak jedności i słabość "mieszczańskiego" ducha, który objawia się brakiem wstydu i chęcią bogacenia się - handlowania, zarabiania, bez krzty namysłu nad losem kraju. Dzisiejszym językiem można by pewnie powiedzieć, że zupełnie im wystarczała ciepła woda w kranie. Autor porównuje ich z kramarzami, których Chrystus wypędził ze świątyni Salomona.

 

A oni wszyscy—miasto dziarsko, razem,

Uderzyć w wroga ogniem i żelazem,

Z żelaza tylko kuli dróg koleje,

I w parach wodnych pokładli nadzieje! —

Bo się nie bali — ni Boga — ni sromu,

Lecz śmiertelnego pola bitew gromu

I dobrze było Mieszczanom tym w domu!

 

Uwięziony poeta ducha walki czerpał z przeszłości, z tradycji przodków, mimo że "ludzie starzy" go ostrzegali, iż jego pieśni zawiodą go tylko do więzień:

 

Prawda! — jam wskrzeszał prochy ojców stare,

By miękkie serca twardą pieśnią trumny

Przerzucić z podłej w wyższą życia wiarę!

Prawda! — ja byłem szalony i dumny!

Jam się nie rodził synem czasu mego

Bo wiek mój wiekiem był przejścia i złego.-

A w tem złem przejściu osadzić go chcieli

Ci którzy sądów Bożych nie pojęli,

Książęta ziemi i ziemi handlarze! — —

I jak świątynia niegdyś Salomona,

Nim gniew Chrystusa wygnał z niej kramarze,

Cała kupiectwem żydów obluźniona--

Tak za dni moich stał gmach świata stary,

Bliski upadku — pełny win —bez wiary!

A w nim dwa tylko dusz kupieckich stany,

Igrząc walczyły o prym na przemiany.

Raz zysku chciwość, — to znów wojen trwoga —-

I świat ten cały był Giełdą. —bez Boga!

 

W swej przedśmiertnej wizji (Wynieśmiertelniam się zpod ręki wroga,/

Ot! lochu mego przejrzystnieją ściany!) narrator widzi wielki "sejm" i poruszenie w zniewolonym kraju - widzi zbrojnych jeźdźców w polskich strojach wojskowych, jak jeżdżą od więzienia do więzienia, wyzwalając swoich braci-Polaków. Jednak przed jego więzieniem - zamiast wjechać doń i sprawdzić - pytają miejscowych, kto w nim siedzi. Ci zaś odpowiadają, że nie ma tam Polaków, jedynie kryminaliści. I oddział polski im wierzy (!) i zawraca, zostawiając poetę w więzieniu, który cieszy się choć z tego, że będzie już ostatnim więźniem, ostatnią ofiarą - zamknie bramy cmentarne katowanego narodu, który teraz już będzie wolny...On będzie ostatnią ofiarą niewoli.

 

W listach z 1847 do przyjaciół można przeczytać, że Krasiński zamierzał początkowo zatytułować ten poemat: "Wyzwolony".